top of page

Wojtek

w opowiadaniach twórczych gimnazjalistów

 

Trzecioklasiści, znając już dobrze historię 2. Korpusu Polskiego i jego niezwykłej maskoty, napisali osadzone w epoce II wojny światowej opowiadania twórcze z Wojtkiem w roli głównej. Do tekstu dodali zdjęcia. Tak powstała pokaźnych rozmiarów publikacja w formie tradycyjnej

i cyfrowej. Poniżej opowiadania twórcze uczniów Gimnazjum im. Noblistów w Rokietnicy.

Opowiadania klasy III D

Opowiadania klasy III C

Opowiadania klasy III B

Roszada

 

Minął kolejny dzień w obozie 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii stacjonującej na nieprzyjaznej życiu pustyni. Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale mimo to upał dawał się żołnierzom we znaki. Wszyscy z jednostki zajmowali się swoimi codziennymi zajęciami, które czasami były dla nich przyjemnością, a niejednokrotnie wydawały się nudne i niezwykle uciążliwe.

 

Tego dnia krzątali się po obozowisku, śpiesznie wykonując ostatnie zadania przeznaczone na dzisiejszy dzień. Myśleli tylko o tym, by schronić się przed skwarem w swoich namiotach i odpocząć. Słychać było trzaskanie garnków i talerzy w obozowej kuchni. To kucharz Józef uwijał się, przygotowując wieczorny posiłek. Zastanawiał się, jak choć trochę urozmaicić to nudne i monotonne menu. Praczka Zosia skrzętnie cerowała góry świeżo wypranych skarpetek. Staszek wraz z niedźwiadkiem robili rekonesans zapasów broni i amunicji. Sprawdzali stan odzieży i butów oraz robili konieczne naprawy. Staszek przeliczał amunicję i wypełniał niezbędne dokumenty potrzebne do raportu, miś zaś pełnił wartę przy drzwiach magazynu. Marszcząc lekko czoło, skupiał się na otoczeniu, nie spuszczając przy okazji oczu ze swojego opiekuna.

 

-Wojtek, co się tak gapisz w ten piasek?- zapytał Staszek.

 

-Grrr!- zamruczał w odpowiedzi Wojtek, nie odrywając wzroku od horyzontu pustyni. Wszyscy mieli coś do roboty, czymś się zajmowali. Tylko major Chełkowski siedział na krześle przed swoim namiotem i zachodził w głowę, jak

 

na tym odludziu zorganizować podwładnym nową odzież i buty. Sprawa nie wyglądała zbyt dobrze, bo stare ubrania, z niezliczoną ilością łat, były już dość wysłużone i często się dziurawiły. Z dnia na dzień zostawało z mundurów coraz mniej, a w dziurawe buty wsypywał się podczas noszenia piasek. Po kolacji wszyscy udali się na zasłużony odpoczynek. Wyjątek stanowili Staszek z misiem, którzy poszli pełnić wartę. Staszek leniwie rysował patykiem po piasku, gdy Wojtek w pełnym skupieniu obserwował otoczenie. Był niespokojny i czujny. Nikt bowiem nie wiedział, że za dużą wydmą obok bramy obozu stacjonował niewielki obcy oddział. W codziennym gwarze nikt poza Wojtkiem nie zauważył ich obecności. Niedźwiadek z zakłopotaniem zerknął na majora Chełkowskiego, który zasnął na siedząco. Staszek, widząc jak jego towarzysz sumiennie przykłada się do zadania, powiedział do misia:

 

-Przyjacielu, nie pierwszy raz dzielimy razem wartę, a ja jestem już bardzo zmęczony. Prawda, że dasz znać, jak coś złego będzie się działo?

 

-Grrr- mruknął Wojtek twierdząco i otarł się o kompana. Staszek poczochrał kudłaty łeb niedźwiedzia i rozsiadł się wygodnie na krześle. Po chwili i on zapadł w głęboki sen. Cwany miś odczekał chwilę aż reszta obozowiczów ułoży się w łózkach. Kiedy było już ciemno, Wojtek cichutko otworzył bramę i pomaszerował do pobliskiego obozu. Bezszelestnie przemknął się obok drzemiących wartowników. Aż nie do wiary, żeby tak potężne zwierzę poruszało się tak cicho i z taką gracją. Wojtek rozejrzał się po małym obozie. Dało się słyszeć chrapanie zmęczonych marszem przybyszów. Jego uwagę zwrócił szereg wystawionych do wyschnięcia butów. Wtedy zaświtał mu w głowie pewien pomysł. Przez całą noc miś uwijał się jak w ukropie. Efekty jego pracy zostały zauważone rano, w obu obozach. Jakież było zdziwienie majora Chełkowskiego, Staszka, kucharza Józefa, praczki Zosi i reszty załogi, gdy po obudzeniu ujrzeli przed namiotami równo ustawione wojskowe buty! Jeszcze większe zdziwienie było w sąsiednim obozie, kiedy stwierdzono, że połowa obuwia zniknęła w tajemniczy sposób… Żołnierze przestraszyli się, że w tym miejscu działają siły nieczyste i szybko opuścili to miejsce tak cicho, jak tylko mogli, by nie rozgniewać niepotrzebnie duchów. Wojtka znaleziono w jego legowisku zupełnie wyczerpanego.

 

- On musi mieć z tym coś wspólnego!- powiedział major Chełkowski.

 

- Tez tak sądzę- potwierdził Staszek- Ale jak on to zrobił?

 

- A może go spytamy?- zaproponował któryś z kolegów.

 

- Świetny pomysł!- reszta odkrzyknęła chórem.

 

- Skąd wziąłeś te buty misiu? – spytał Wojtka major Chełkowski.

 

- Grrr- mruknął Wojtek, maszerując leniwie na śniadanie.

 

Przez cały tydzień załoga zachodziła w głowę, jak to się mogło stać, ale Wojtek przez cały czas udawał, że nic o tajemniczej roszadzie nie wie.

 

Anna Strzelewicz

Afera piwna

 

Pewnego dnia, gdy słońce już zachodziło, żołnierze siedząc jeszcze w namiotach wpadli na pomysł, by zrobić małą zabawę. Gdy Wojtek usłyszał rozmowę, od razu z radością zaczął potrząsać głową. Do obozu przybywało coraz więcej żołnierzy i żołnierek. Chcieli wspólnie spędzić wieczór na tańcach, gdyż znajdowali się w Iraku, gdzie zbierały się wojska Andresa i wszyscy tęsknili do domów. Każdy powód do radości był choć chwilowym wybawieniem od nostalgii, która ogarniała Polaków.

 

Gdy słońce już zaszło, zaczęły się przygotowywania. Kobiety przyrządzały smaczne przekąski i rozkładały miejsca siedzące, zaś mężczyźni rozwieszali lampki, układali stoły i przynosili piwo. Niedźwiadek z chęcią im przy tym pomagał. Podchodził do namiotu, dostawał skrzynkę z piwem i miał ją zanieść na rozłożone stoły.

 

Gdy wszystko już było gotowe, ludzie zaczęli się bawić. Niedźwiadek tańczył, kulał się, bił z chłopakami, bawił się bardzo dobrze , lecz - co było dziwne - znikał co jakiś czas. Nagle ktoś krzyknął:

 

-Halo! Chłopcy, gdzie jest piwo?! Tu jest ostatnia skrzynka!

 

-Niemożliwe. Zostało przyniesione około 10 skrzyń- oburzył się Okej.

 

-Może wszystko już wypiliście albo pochowaliście!

 

-Kłócicie i oskarżacie się nawzajem, ale nikt z was nie zauważył, że znowu Wojtka nie ma. Coś mi tu nie pasuje...- wtrąciła jedna z kobiet.

 

Momentalnie została wyłączona muzyka i wszyscy zaczęli się rozglądać i coś szeptać. Po chwili usłyszeli hałas, hałas tłuczonego szkła. Uczestnicy zabawy zaczęli szukać źródła dźwięku i biec w jego kierunku. Zauważyli niedźwiadka, który z grymasem na mordce siedział i zbijał opróżnione butelki po piwie. Był to tak śmieszny widok, że wszyscy momentalnie zaczęli się śmiać. Nikt nie podejrzewał, że miś mógł ukraść skrzynki z napojem. Wojtek przykrył sobie łapą mordkę na znak przeprosin i zawstydzenia, po czym podszedł do jednej z kobiet i zaczął z nią tańczyć.

 

Od tego czasu miś pił z żołnierzami, a nawet próbował papierosów, które bardzo mu zasmakowały; połykał je w całości, szczególnie, gdy były zapalone. Wojtek poprzez picie piwa jeszcze bardziej upodobnił się do człowieka, gdy po ciężkim upalnym dniu ten siada przy tym napoju i go degustuje.

 

Izabela Wasiewicz

 

Niespodziewane spotkanie

 

Było słoneczne popołudnie, ptaszki ćwierkały, dosłownie czuło się wiosnę w powietrzu. Szkoda było marnować tak cudowny dzień, szczególnie, że nazajutrz zapowiadali deszcze. Nie tracąc chwili, ubrałam się i wyjechałam do Poznania. Na miejscu spacerowałam po pięknych alejkach, wszędzie było pełno zadowolonych ludzi. W końcu dotarłam do parku Sołackiego. Zmęczona chodzeniem przysiadłam na murku obok jeziora Rusałka. Spoglądając w stronę pobliskich krzaków, zauważyłam, że chodzi tam niedźwiedź. Przypominał mi bardzo misia, o którym mówiono, że był żołnierzem 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii.

 

Po chwili podeszłam do niego. Serce biło mi jak oszalałe, bo zwierzę mogło mi zrobić krzywdę, ale powiedziałam sobie „raz się żyje”. Zbliżając się do niego, widziałam, że patrzy się na mnie niepewnie. Podałam mu rękę do powąchania, aby oswoił się ze mną. Potem pogłaskałam go za uchem. Zaczął radośnie ryczeć, więc chyba mnie polubił. Z tego co wiem z książki, Wojtek rozumiał język polski, więc pomyślałam, że odezwę się do niego.

 

- Kochasz Polskę?- spytałam.

 

Niedźwiedź pokiwał łbem na tak. Wiedziałam też, że Wojtek lubił jeść papierosy i pić alkohol. Znalazłam na ulicy całego papierosa, wyjęłam zapalniczkę i go zapaliłam, podałam go misiowi. Niedźwiedź zjadł papierosa. Od razu spostrzegłam, że to Wojtek, bo tylko on lubił jeść zapalone papierosy. Po chwili miś podszedł do kontenera i wyciągnął z niego butelkę, a w niej alkohol. Zaczął pić. Śmiałam się z niego.

 

Zaczęło się robić późno i musiałam iść na autobus. Miałam go o 20.05, a była już godzina 19.30. Spiesząc się, zobaczyłam moją koleżankę z podstawówki Małgorzatę, która jechała tym samym autobusem co ja do mojej miejscowości.

 

- Cześć Klaudio!

 

-Cześć, długo się nie widziałyśmy.

 

- Masz rację. Minęły już 3 lata odkąd cię widziałam po raz ostatni.

 

- Wiesz kogo dzisiaj poznałam?

 

- Kogo?

 

- Niedźwiedzia Wojtka z 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii.

 

- Też go dzisiaj widziałam i z nim przebywałam około trzech godzin.

 

Rozmowa się ciągnęła w czasie wspólnej drogi do Rokietnicy. Na miejscu pożegnałam się z Małgosią i poszłam do domu. Spędziłam bardzo miły czas z Wojtkiem i Małgosią. Na pewno nie zapomnę tego niezwykłego dnia z nimi.

 

Klaudia Koralewska

 

 

 

 

 

 

Jak miś Wojtek został strażakiem

 

W Warszawie stała remiza strażacka. Strażakami byli młodzi odważni mężczyźni, którzy w dzień czy w nocy spieszyli z pomocą. Wszyscy byli dumni ze strażaków, a mały miś Wojtek marzył, żeby także nim zostać. Ale komendant straży, druh Bonifacy, nie przyjął Wojtka do straży, uważając, że jest jeszcze za mały, żeby zostać strażakiem.

 

Pewnego razu miś zobaczył, jak piorun uderzył w dom sąsiada. Słomiany dach stanął w ogniu. Wojtek usłyszał, że w domu sąsiada płacze pozbawiony opieki mały Henio. Odważny miś wskoczył przez okno do izby i uratował dziecko. Następnie pobiegł do remizy, by strażacy ugasili pożar. Dzwon zabił na alarm. Na dźwięk alarmu strażacy wyruszyli do pożaru. Ludzie z wioski dziękowali Wojtkowi za uratowanie małego Henia i wezwanie strażaków. W nagrodę miś Wojtek dostał srebrny hełm strażacki i został strażakiem.

 

Maciej Doba

 

 

 

 

 

 

 

Jedna z historii o niedźwiedziu Wojtku

 

Pewnego dnia gdy kończyłem czytać książkę o niedźwiadku, który był żołnierzem, zawitał do mnie kolega.

 

- Cześć wyjdziesz pograć w piłkę?- zapytał.

 

- Chciałbym, lecz właśnie kończę czytać książkę o Wojtku – odpowiedziałem.

 

- Nuda, dobra to ja idę, bo na mnie już czekają na boisku, cześć.

 

- Cześć.

 

Gdy ponownie zasiałem do czytania książki, usłyszałem jakieś dziwne szmery w szafie. Szybko zaniepokojony wstałem z krzesła i niespokojnym ruchem ręki otworzyłem ją. Szafa wydawała się od środka taka jak zawsze, lecz gdy przesunąłem ubrania, zauważyłem duży portal. Zaciekawiony bez chwili wahania wszedłem do niego. Minęła chwila i znalazłem się po drugiej stronie. Wylądowałem na jakiejś wyspie. Przeszedłem na pieszo jakieś sto metrów, gdy zauważyłem, że na plaży bawi się niedźwiedź. Nie wiedziałem, czy jest agresywny, więc wskoczyłem na drzewo. Niedźwiedź, widząc co ja robię, nawet nie próbował mnie ściągnąć. Nie minęło pół godziny, a po niedźwiedzia przyszedł pewien mężczyzna. Zauważył mnie, a jako iż byłem kiepski w schodzeniu z drzew, spadłem. Dowiedziałem się, że ten chłopak ma na imię Patryk, a niedźwiedź - Wojtek. Wziął mnie do obozu i opowiedział całą tą historię. Była to opuszczona wyspa, a oni są po prostu rozbitkami. Rozbili się jakieś 2 miesiące temu i radzą sobie bardzo dobrze. Szybko polubiliśmy się z niedźwiadkiem. Jako iż życie realne miałem nudne, postanowiłem tam zostać.

 

Następnego ranka Patryk powiedział, że mamy mało pożywienia, więc kazał iść mi wraz z Wojtkiem łowić ryby. Dał mi sieci, które wrzuciłem do morza. Wojtek poszedł troszkę dalej, gdzie płynęła rzeczka, ja usiadłem sobie pod drzewem i zasnąłem. Obudziły mnie jakieś krzyki, okazało się, że mieszkają tu jakieś „Dzikusy”. Porwali mnie i Wojtka do siebie do wioski. Widziałem, że Patryk skradał się dyskretnie za nami w krzakach. Gdy już byliśmy w wiosce, zamknięto nas w drewnianych wiszących ciasnych celach. Nadeszła noc i gdy wszyscy z plemienia poszli spać (oczywiście prócz wartowników), zjawił się Patryk z łukiem i po cichu zabił wartowniczych. Miał też ze sobą nóż, którym rozciął sznur i wyszedłem z klatki. Wojtek był w domu szamana, więc nie mogliśmy go uratować, dlatego uciekliśmy do bazy. Nie spaliśmy całą noc, gdyż obmyślaliśmy plan, jak uwolnić niedźwiedzia.

 

Następnego dnia wczesnym popołudniem, gdy wszyscy w wiosce poszli polować, zakradliśmy się do owej wioski i weszliśmy do domu szamana. Bardzo się przestraszyliśmy, gdyż wódz właśnie zamierzał zabić Wojtka, lecz szybko i sprawnie obezwładniliśmy go. Przywiązaliśmy do krzesła i uciekliśmy wraz z Wojtkiem.

 

Wróciwszy do bazy, podjęliśmy decyzję, że trzeba się natychmiast wynosić z wyspy. Wojtek poszedł coś upolować, zaś ja z Patrykiem postanowiliśmy zbudować wielką tratwę. Wycięliśmy mnóstwo drzew i ją zbudowaliśmy. W tym momencie wrócił Wojtek z całą stertą ryb. Zaczęły się ostatnie przygotowania, upiekliśmy ryby i przegotowaliśmy wodę. Wojtek wraz z Patrykiem mogli wyruszać w rejs. Oni wypłynęli, a ja wróciłem przez portal do domu.

 

Po powrocie zszedłem do salonu i zapytałem się mamy, ile czasu nie wychodziłem z pokoju. Mama zdziwiona odrzekła, że nie wychodziłem z pokoju

 

jakieś 5 minut. Dwa dni później, gdy myślałem, że to już po wszystkim, dostałem list od moich przyjaciół z wyspy. Patryk napisał, że dopłynęli do Polski przez Morze Bałtyckie. Po przyjeździe okazało się, że wygrał dwadzieścia milionów i kupił zoo, w którym obecnie mieszka Wojtek. Przekonałem rodziców, byśmy pojechali do tego zoo. Znajduje się ono w Poznaniu. A jednak ta historia się naprawdę wydarzyła.

 

Mateusz Nowaczyk

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po wojnie

 

Wojna dobiegła końca, szczęśliwi żołnierze szykowali się do powrotu do domu.

 

U opiekunów Wojtka radość mieszała się ze strachem o jego dalsze losy. Zżyli się z nim, był ich wiernym towarzyszem, był jednym z nich. Martwili się, że trafi w jakieś złe miejsce i będzie traktowany jak dzikie zwierzę, a nie jak przyjaciel. Niedźwiedź to jednak sporych rozmiarów zwierzę i trudno zapewnić mu odpowiednie miejsce. Jeden z żołnierzy przed wojną mieszkał z ojcem w leśniczówce i zgodził się zaopiekować Wojtkiem. Po długiej podróży żołnierz z niedźwiedziem dotarli do celu. Leśniczówka położona była w lesie z dala od innych domów. Miejsce wydawało się idealne.

 

Wojtek szybko zadomowił się w nowym miejscu. Obecność przyjaciela oraz bliskość natury bardzo w tym pomogły. Sielanka nie trwała jednak długo. Coraz więcej ludzi wracało do domów i okoliczne wsie zaludniały się. Nie wszyscy znali Wojtka i jego historię. Wojtek nie bał się ludzi i szukał ich towarzystwa, często przy tym ich strasząc, ponieważ dla większości okolicznych mieszkańców był tylko dzikim niedźwiedziem. Opiekun Wojtka z wielkim smutkiem musiał poszukać dla niego innego miejsca. Decyzję taką podjął z troski o zwierzę. Wiedział, że Wojtek nie zrobi krzywdy człowiekowi, ale bał się, że człowiek zrobi krzywdę Wojtkowi. Opisał historię swojego przyjaciela w liście do ZOO znajdującego się w Irlandii. A już parę tygodni później musiał pożegnać ze swoim przyjacielem. Jednak ze swoją rodziną odwiedzał go do końca jego dni.

 

Marcin Socha

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wojtek w cyrku

 

Wojtek bardzo lubił sztuczki, a czasami nawet nie wiedział, że jest zabawny. Pewnego dnia miś znalazł monetę i kiedy próbobował ją ukryć przed innymi, wpadła mu w futro. Żołnierze pomyśleli, że jest idealny do roli cyrkowca. I wtedy właśnie zaczęła się historia Wojtka w cyrku.

 

Kolejnego dnia, gdy major zawiózł go do namiotu cyrkowego, miś się wystraszył, ponieważ był tam tłum ludzi, który czekał na pierwszy występ niedźwiadka. Wojtek miał pokazać sztuczkę ze znikającą monetą, ponieważ ją właśnie umiał najlepiej. Gdy poszedł za kurtynę się przygotować, ludzie zaczęli klaskać. Wojtek po raz pierwszy słyszał tyle oklasków, więc zaciekawiony uciekł majorowi Chełkowskiemu i wyszedł na scenę. Chwilę później wybiegł za nim jego opiekun i dał mu monetę, polecając pokazać sztuczkę. Miś odczuł niepokój, lecz próbował pokazać to, czego się nauczył. Za pierwszym razem mu niestety nie wyszło i ludzie zaczęli się śmiać i wykrzykiwać, że jest nieudacznikiem i niczego nie umie. Major, słysząc to, poszedł po mikrofon i powiedział do ludzi:

 

- Witam wszystkich! Wiem, że mu się nie udało, jednak dajcie mu jeszcze jedną szansę, to w końcu zwierzę!

 

- No dobrze niech pokaże, co potrafi – odpowiedział ktoś z publiczności.

 

Miś wziął monetę po raz drugi i zaczął robić sztuczkę. Udało się!

 

- Moneta zniknęła!- Wołali ludzie na widowni.

 

Niedźwiadek zaraz po pierwszym pokazie stał się gwiazdą i właściciel cyrku postanowił go zatrudnić pod warunkiem, że major wymyśli mu więcej sztuczek. Chełkowski od razu się zgodził. Misiowi bardzo się podobała praca w cyrku, lecz pewnego dnia podczas pokazu pewien chłopiec wbiegł na scenę i wystraszył Wojtka, który uciekł. Major szukał go wszędzie, chodził po mieście i pytał, czy ktoś nie widział misia. Nikt jednak nie wiedział nic o zwierzaku. Po całym dniu poszukiwań major natrafił na starszą panią i zapytał ją:

 

-Witam panią! Wiem, że się nie znamy, ale szukam niedźwiedzia, który uciekł z cyrku. Nie widziała go może pani?

 

-Jasne, widziałam go, pobiegł nad rzekę, wydawał się przestraszony - odpowiedziała kobieta.

 

-Dziękuję pani bardzo! Lepiej pójdę go poszukać, bo jeszcze stanie mu się krzywda. Do widzenia!

 

-Do zobaczenia i oby się panu udało go odnaleźć!

 

Major poszedł we wskazane miejsce i zauważył misia siedzącego nad brzegiem rzeki, podszedł do niego i zapytał:

 

-Wracasz ze mną do cyrku? Musisz dokończyć swój występ!

 

Po tych słowach przekonał się jednak, że Wojtek wystraszył się tej całej sytuacji i że nie wróci już nigdy do cyrku, więc powiedział:

 

-Nie martw się, pójdziemy do właściciela i powiemy, że nie będziesz już dłużej występował.

 

Niedźwiadek, słysząc te słowa, wstał i poszedł z majorem. I tak kończy się kilkutygodniowa historia naszego kochanego Wojtka! Miś ostatecznie zrezygnował z pracy w cyrku!

 

Natalia Jackowiak

 

 

 

 

 

Obozowisko pod Monte Casino

 

Był 17 maja 1944 roku, opancerzone ciężarówki z zaopatrzeniem i żołnierzami przyjechały na miejsce. Wśród wojskowych znajdował się również miś o imieniu Wojtek, który nie rozumiejąc, o co chodzi z wystrzałami z artylerii wyszedł z szoferki i pożegnał towarzyszy typowym przybiciem łapy. Mając czas wolny, Wojtek trzymając papierosa w pysku, rozglądał się po tymczasowym obozowisku. Atmosfera była napięta.

 

Miś mijał działa artyleryjskie oraz samochody. Idąc środkiem, zauważył namiot z radiostacją, niestety nic nie rozumiał, ponieważ polscy telegrafiści porozumiewali się z obcojęzycznymi dowódcami. Idąc dalej przez aleje namiotów, zauważył wyróżniający się namiot ze śpiącymi żołnierzami. Był to namiot medyczny z czerwonym krzyżem, w którym panowało nerwowe zamieszanie. Sanitariusze biegali od jednej do drugiej osoby lub wynosili wojskowych poza namiot. Niestety miś, który zaoferował zabawę w zapasy jednemu z leżących, został stamtąd szybko wyrzucony. Wychodząc, Wojtek zauważył, że leżący żołnierze byli ranni albo zmarli. Poszedł więc dalej. Pod koniec alei namiotów Wojtek doszedł do swojego przenośnego domku. Był on niestety teraz pusty. Niedźwiedź położył się na jednym z łóżek polowych zarezerwowanych dla żołnierzy i zasnął. Obudził go głośny hałas krzątaniny ubierających się kolegów oraz wybuchy artyleryjskie.

 

- Wojtek! Wstawaj! – krzyknął jeden z nich.

 

- Raaaawrrr – odpowiedział miś.

 

- Wstawaj. Musimy im pomóc – krzyknął drugi.

 

Zaspany Wojtek wstał i pomaszerował za swoimi towarzyszami w stronę ciężarówek z zaopatrzeniem. Było ciemno. Obóz w przeciwieństwie do wczorajszego dnia był prawie opustoszały. Jedyne oznaki życia były w namiocie sanitariuszy oraz telegrafów, którzy w przeciwieństwie do wczoraj nie mówili, a krzyczeli jakieś komendy. Idąc kilkanaście minut, miś doszedł do ciężarówek.

 

- Jesteśmy spóźnieni – powiedział jeden z żołnierzy.

 

Jego przyjaciele od razu zabrali się do pracy. On sam usiadł i przypatrywał się zmaganiom ludzi, którzy nie mogli udźwignąć skrzynek. W pewnym momencie niedźwiedź wpadł na pomysł, by pomóc im, podszedł do sterty skrzyń i zaczął je przenosić z ciężarówek do magazynu. Niestety każdy się kiedyś męczy, a na pewno miś, który nic nie jadł od wczorajszego dnia. Tak więc Wojtek po przeniesieniu kilkuset skrzyni upadł na ziemię oraz zemdlał, lecz tylko na chwilę. Gdy obudził się ponownie, dostał od kierowcy przyniesiony ze stołówki bochenek chleba i miskę mleka. Miś, posiliwszy się, zaczął nosić skrzynki szybciej i sprawniej. Gdy niedźwiadek niósł skrzynie, ktoś z artylerii go zawołał. Niestety nie było to - jak się okazało - strzelanie z ogromnej artylerii, lecz ładowanie jej amunicją. Osoba za to odpowiedzialna poszła po rozkazy. Niestety nie trwało to długo, ponieważ człowiek ów przybiegł. Zaczynało się rozjaśniać, była godzina 6:20 18 maja 1944 roku. Na horyzoncie widać już tylko ciemną chmurę…

 

Dawid Nowak

 

 

 

 

 

 

Mój nowy przyjaciel

 

Pewnego słonecznego dnia, gdy nie miałem co robić, wybrałem się z psem na wycieczkę dookoła lasu. Kiedy szedłem, coś zaszeleściło w kniejach. Okazało się, że był to niedźwiedź. Byłem przerażony, nie wiedziałem, co zrobić, więc stałem w miejscu. Zwierzę było już obok mnie. W pierwszej chwili myślałem, że już nie żyję, lecz niedźwiedź się do mnie przytulił. Bardzo mnie to zdziwiło, a zarazem ucieszyło. Poznałem nowego przyjaciela.

 

Spędzałem z nim bardzo dużo czasu. Nie mogłem go wziąć do domu, więc odwiedzałem go w lesie. Nazwałem go Wojtek. Nie wiem, z jakiej przyczyny tak mi się spodobał. Od tamtej pory nigdy mi się nie nudziło. Po szkole, gdy odrobiłem lekcje, wychodziłem do mojego najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem. Jemu mogłem powiedzieć wszystko, wiedziałem, że się nikomu nie wygada. Nie chciałem nikomu go przedstawiać, gdyż nie miałem pojęcia, jak by zareagował. Codziennie się goniłem z Wojtkiem po polach, bawiliśmy się w zapasy, w których przewagę miał miś.

 

Mijały miesiące, wszystko było w porządku. Moi koledzy byli na mnie źli, że nie spędzałem z nimi czasu. Zaczęli mnie śledzić. Zobaczyli mnie z niedźwiedziem. Wszystko, co zauważyli, przekazali innym. Informacja ta w końcu doszła do moich rodziców. Oni zaś od razu zgłosili tę sprawę do miejscowego

 

leśniczego. Kiedy się o tym dowidziałem, pobiegłem szybko do lasu, było za późno. Leśniczy miał już Wojtka zamkniętego w klatce. Wróciłem do domu. Rodzice zaczęli mi mówić, że to było nieodpowiedzialne z mojej strony, ale ja miałem tylko jedno w głowie – gdzie jest Wojtek ? Następnego dnia dowiedziałem się od leśniczego, że wywiózł Wojtka do pobliskiego zoo.

 

Od tamtej pory mogłem go odwiedzać tylko w zoo. Cieszyłem się z każdej wizyty. Leśniczy załatwił mi darmowe wejście. Mogłem przebywać z Wojtkiem, kiedy tylko chciałem. Naprawiłem relacje z przyjaciółmi, przychodzili do niedźwiedzia razem ze mną. To były niezapomniane chwile w moim życiu.

 

Dawid Morzyński

 

 

 

 

 

 

Wojtek na plaży

 

Włochy, sierpień 1945 r.

 

Był słoneczny dzień. Promienie popołudniowego słońca oświetlały twarze żołnierzy. Siedzieli wokół ogniska w radosnej atmosferze. Korzystali z odrobiny wolności, jaką dały im wakacje. Było tu naprawdę pięknie. Plaża ciągnęła się daleko, a piasek błyszczał w słońcu. Morze było niezwykle spokojne. Tylko chwilami małe fale wznosiły się i opadały.

 

Jeden z żołnierzy wrócił kilka minut temu z zapasem jedzenia. Dosiadł się do grona i zmrużył oczy.

 

- Gdzie się podział Wojtek? – zapytał, rozglądając się dookoła. Zbyszek zaśmiał się, wskazując na wodę. Niedźwiedź dumnie kroczył brzegiem morza, zostawiając po sobie ślady. Zatrzymał się i zerknął na uśmiechniętych żołnierzy. Ruszył w ich stronę, kiedy poczuł zapach pieczonych kiełbasek. Położył się na grzbiecie i czekał na posiłek.

 

Zbyszek wpadł na pewien pomysł. Wziął gitarę i zaczął delikatnie uderzać palcami o struny. Cisza minęła. Wszyscy śpiewali, rozkoszując się przyjemnością, jaką czerpali z bycia razem. Niespodziewanie Wojtek podniósł się i stanął na dwóch łapach. Donośnie zaryczał i zaczął obracać się dookoła siebie. Wywołało to szok na twarzach żołnierzy. Zbyszek ponownie tego popołudnia się zaśmiał.

 

- Wydaje mi się, że Wojtek tańczy! – wykrzyknął, wpatrując się w niedźwiedzia.

 

Zbyszek odłożył gitarę na bok i podał gorącą kiełbaskę Wojtkowi. Ten w mgnieniu oka zjadł ją i domagał się o kolejne. Żołnierze roześmiali się, nie dowierzając, ile taki niedźwiedź potrafi zjeść.

 

Kiedy Wojtek porządnie się najadł, oblizał łapy i głośno zaryczał w podziękowaniu za posiłek. Ponownie poszedł się zamoczyć w wodzie. Widok kąpiącego się misia zachęcił żołnierzy do schłodzenia się i po chwili wszyscy z przyjemnością pływali w morzu.

 

Wojtek kąpał się w wodzie do samego wieczora. Długo wyczekiwał, aż gorące słońce zatopi się w morzu i zawieje letni wiatr. Gdy wreszcie wyszedł z wody, leniwo doczłapał się pod drzewo i tam pogrążył się we śnie.

 

Weronika Wylegała

 

 

 

Miś Wojtek na wolności!

 

Po zakończonej wojnie i pobycie pod Monte Casino w 1947 r. Wojtek został oddany do zoo w Edynburgu. Bardzo mu się to nie podobało, bo tęsknił za polskim językiem i papierosami, więc postanowi uciec. Pewnego wiosennego dnia, gdy opiekun Wojtka wchodził do klatki, miś przewrócił go i uciekł w stronę rwącej rzeki.

 

Wojciech lubił się kąpać, więc bez wahania wskoczył do rzeki i przepłynął na drugi brzeg, chociaż miał bardzo dużo problemów z dotarciem na drugą stronę. Strażnik pobiegł za misiem, ale zgubił go za rogiem. Mężczyzna zauważył kobietę idącą w jego stronę i zapytał:

 

- Przepraszam, widziała Pani dużego brązowego misia?

 

- Tak, widziałam, pobiegł w stronę rzeki.

 

- Dziękuję bardzo!

 

- Proszę bardzo i niech pan znajdzie tego misia!

 

Strażnik podbiegł do rzeki, ale misia tam nie było. Przy brzegu zauważył stojącą łódkę. Wskoczył do niej i popłynął na drugi brzeg rzeki. Mężczyzna zobaczył mokre ślady łapy misia, ale wiedział, że jest on już bardzo daleko, więc zakończył poszukiwania.

 

Wojtek dobiegł do trawiastego wzgórza i zaryczał z radości. Bardzo się cieszył z wolności i wyturlał się po raz pierwszy od długiego czasu na trawiastym łonie natury. Tak o to Wojtek znalazł się na wolności!

 

Michał Zieliński

 

 

Dalsze kłopoty

 

Minęło pięć lat od umieszczenia Wojtka w zoo w Edynburgu, kiedy w nocy rosyjscy żołnierze porwali niedźwiadka z zamiarem przewiezienia go do okupowanej Polski. Gdy żołnierze z 2. Korpusu Zaopatrywania Artylerii dowiedzieli się o tym, natychmiast ruszyli za Wojtkiem. Rosjanie na początku szli przez Poznań i zatrzymali się w Szamotułach. Gdy Rosjanie byli w Szamotułach, jeden żołnierz podszedł do drugiego i powiedział:

 

-Что тянет медведя? (Po co ciągniemy tego niedźwiedzia?).

 

Drugi odpowiedział:

 

-Потому что голова и сказал нам следовать его приказам, я не буду сейчас возвращаться к вопросу ответственности! (Bo szef nam kazał, a jego rozkazów nie będę kwestionować, a teraz wracać do obowiązków!). Kiedy skończyli rozmawiać, wrócili do obowiązków. Minął kolejny dzień.

 

Kiedy Polscy żołnierze dotarli do Szamotuł, niestety Rosjan już tam nie było. Wojtek opierał się żołnierzom ZSRR, ale niestety nieskutecznie, dopiero dwa dni po zatrzymaniu się w Szamotułach udało mu się uciec. Błąkał się po całej Polsce w poszukiwaniu schronienia, lecz niestety trafiał ciągle na żołnierzy Rosji.

 

Gdy żołnierze 2. Korpusu szukali Wojtka, zostali pojmani przez grupę zwiadowczą w Toruniu. Na szczęście Wojtek szedł w tym kierunku i ujrzał swoich kompanów. Kiedy ich uratował, ruszyli z powrotem do Szkocji, niestety tam szukali ich Rosjanie, więc wyruszyli na zachód i zamieszkali w USA. Lecz wtedy niedźwiadek musiał odsłużyć 5 lat w wojskach amerykańskich.

 

Wojtek tęsknił za swoimi kolegami, lecz nie miał wyboru. Minęły dwa lata, kiedy Wojtek dołączył do Amerykanów, Wojtek ładował amunicję do dział artyleryjskich, gdy jeden z żołnierzy amerykańskich przypadkowo wystrzelił kulę w kierunku Wojtka. Na szczęście miś przeżył, na dodatek pozwolili mu wcześniej opuścić wojsko.

 

Niedźwiedź po wyjściu z hangaru wybiegł do lasu się zabawić i pobiegać. Gdy sobie już pobiegał, ruszył do Nowego Jorku w poszukiwaniu przygód i wolności. Niedźwiadek trafił na kompanów i ruszyli w pełną przygód wyprawę. To koniec przygód Wojtka, który spędził resztę życia na Hawajach. Niedźwiedź, który poszedł na wojnę, zmarł 15 lat po wydarzeniach z Rosjanami.

 

Mateusz Wojtaszak

 

Russian

 

I'm a paragraph. Click here to add your own text and edit me. It’s easy. Just click “Edit Text” or double click me and you can start adding your own content and make changes to the font. Feel free to drag and drop me anywhere you like on your page.​

Mandarin

 

I'm a paragraph. Click here to add your own text and edit me. It’s easy. Just click “Edit Text” or double click me and you can start adding your own content and make changes to the font. Feel free to drag and drop me anywhere you like on your page.​

Lush Plants

Lush Plants

bottom of page